dole, przy migocącem świetle małej lampki. Do dawnej, już przedtem szpecącej go blizny po lewej stronie twarzy, dołączyła się teraz szybko wzrastająca i ciemno zabarwiona opuchlina strony prawej; do tego długa, rozczochrana broda, groźne spojrzenie zalanych krwią oczu i mocno zwisającą dolna warga. Ogarnęła mnie groza, cielesny i duchowy wstręt, kiedy ujrzałem przed sobą to bardziej niż odpychające stworzenie!
Chciał cofnąć się, rozkazałem mu jednak siąść, co też uczynił spokojnie, ale z takim zwrokiem, że byłby mnie zniszczył, gdyby to zależało od posiadacza tych oczu.
— Zamknijmy wejście — rzekłem do Halefa.
— Czem? — spytał.
— Cegłami, które tu leżą.
Gdy to Sefir usłyszał, chrząknął drwiąco. W odpowiedzi na te kpiny odparłem:
— To daje się bowiem dość łatwo uczynić, jeżeli naturalnie uzna się sposób. Wszak zapewne, kochany Halefie, przypominasz sobie pismo, które wyjąłem z kieszeni Peder-i-Baharata i które, po przeczytaniu, z powrotem mu zwróciłem.
Strona:Karol May - Zwycięzcy.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.
31