i przystąpił do Sefira, który, związany już normalnie, leżał wyciągnięty na ziemi.
— Psie, czyś napadł na karawanę Piszkhidmret-baszi? — zapytał go.
Twarz zagadniętego miała tak zezwierzęcony wyraz, że, rzuciwszy nań okiem, natychmiast się odwróciłem. Sefir ryknął jak wściekły buhaj:
— Sam jesteś psem: bądź przeklęty!
Wówczas pasza nakazał bimbasziemu:
— Zapłacić mu za tę odpowiedź! Jego nogi, jak widzę, skosztowały już kija. Dajcie mu jeszcze trzydzieści pałek, ale już nie bastonadę!
Poczem zwrócił się do starego Ghazai’a:
— Czyś ty napadł na karawanę Piszkhidmet-baszi?
— Nie! — brzmiała odpowiedź.
— Jeszcze dwadzieścia pałek!
I tak pytał jednego Ghazaiczyka po drugim; za każdym razem odpowiadano mu „nie“, on zaś powtarzał nieodwołalnie ten sam rozkaz: „jeszcze dwadzieścia pałek!“
Następnie skierował do zebranych przemytników głośne pytanie:
— Czyście przemycali?
Strona:Karol May - Zwycięzcy.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.
77