ducha! Tak jest, sihdi! Przyznaję to chętnie, choć wyznanie moje zaszczytu Prorokowi nie przyniesie. — Powiedziałeś mi przedtem, iżeś przyobiecał po sto piastrów każdemu żołnierzowi, podoficerom zaś po dwieście; wyniesie to łącznie ponad sześć tysięcy. Sihdi, to huk pieniędzy! Skąd je weźmiesz? Czyżby z własnych zasobów? W tym wypadku portfel twój musiałby co najmniej parokrotnie być większy i głębszy, niż dotąd w wyobraźni, a może i w rzeczywistości, mi się przedstawiał. Jak więc temu zaradzisz?
— Mamy pieniądze, drogi Halefie, dużo, dużo pieniędzy! Więcej, niż nam potrzeba.
— Co takiego?!
— Tak. Pokażę ci je.
— Allah! Domyślam się! Czyś znalazł jakie w tych przeklętych ruinach?
— Coś w tym rodzaju.
— Czy dużo?
— Nie sprawdzałem. Wydaje mi się jednak, że to bardzo poważna kwota.
— Maszallah! Któż ją otrzyma?
— Mojem zdaniem, winniśmy pieniądze oddać paszy wraz z innemi znalezionemi tu skarbami.
Strona:Karol May - Zwycięzcy.djvu/8
Ta strona została uwierzytelniona.
6