— Zgoda! Zostaniecie więc rozstrzeleni, a nie powieszeni!
— Śmiejemy się z tego! Plemię nasze pomści nas, a tego ty się wszak boisz!
— Łajdaków się nie obawiam! A jeżeli chcecie się śmiać, śmiejcie się już teraz! Za chwilę bowiem będzie za późno. Bimbaszi, czy znajduje się muballir[1] między twymi ludźmi?
— Tak, hazretim! — orzekł zagadnięty.
— W takim razie wszystko może szybko się odbyć, i nie trzeba będzie posyłać do miasta. Niechaj wystąpi! Daję tym krwawym psom Ghazaiczykom, pomimo że nie zasłużyli na to, kwadrans czasu na przygotowanie się do śmierci przez rozstrzelanie. Mogą się śmiać albo modlić; wybór należy do nich.
Po tych słowach twarz jego nabrała znowu wyrazu przyjaznego. Skinął na mnie, bym z nim poszedł, zbliżył się do leżących na uboczu przemytników i zagadnął ich przytłumionym głosem:
— Ciężki popełniliście występek, bardzo ciężki, i powinniście właściwie długo sterczeć
- ↑ Odmawiający modlitwę.