obrzydliwych kurdyjskich czapek, podobnych do wielonogiej poczwary, z powodu mnóstwa przyczepionych rzemieni.
— Aaleikun eselahm u rahmet, chodeh — pokój i miłosierdzie niechaj będą z wami! — zawołał do nas, wyciągając chudą, kościstą rękę po jałmużnę. — Obdarzcie mnie drobnym datkiem! Katera chodeh — na miłość boską!
Podjechałem do niego; sięgnąłem ręką do kieszeni i dałem mu kilka piastrów.
— Chodeh da-uleta teh mehzin bikeh, ssoyuhle teh rahst bine — niech Bóg pomnoży twoje bogactwa i wspiera twe zamysły! — podziękował kornie.
— Czy jesteś Kurdem? — spytałem.
— Tak, chedieh.
— Z jakiego szczepu?
— Nie należę do żadnego; jestem stary i odtrącony!
Zrobiło mi się żal biedaka.
— Z czego żyjesz? — pytałem dalej.
— Żywię się korzonkami i mlekiem, które dają mi te trzy małe kozy. Żona moja leży, chora.
— Gdzie?
— Tam, wewnątrz!
Wskazał za siebie; ujrzałem otwór w skale.
— Boże, co za mieszkanie! Czy mogę ją zobaczyć? Być może, będę mógł jej pomóc.
— Wejdź do środka, panie, i niech Allah cię błogosławi!
Zsiadłem z konia, dałem Halefowi do trzymania strzelbę i podszedłem do otworu. Był wysokości czło-
Strona:Karol May Sąd Boży 1930.djvu/194
Ta strona została skorygowana.
174