ogólne uznanie dla nas i podziękowanie?!
— Dlatego właśnie chce odjechać! Sami musimy podziękować Bogu, że udało się nam ujść szczęśliwie wszystkim niebezpieczeństwom. Chodź więc!
Wsiedliśmy na konie Kurdów i chcieliśmy ruszyć.
— Stój, emirze! Dokąd! — zawołał głośno szeik, skoro to zauważył.
— Do naszego obozu!
— Zostań jeszcze, zostań! Szefaka chce cię widzieć!
— Później się ze mną zobaczy!
Ruszyliśmy i przebywszy rzekę, udali się do obozu, gdzie wkrótce zapanowała radość z powodu odnalezienia ulubionej żony wodza. Wszystko, co należało do zwyciężonych, nie wyłączając koni, dostało się teraz, jako prawna zdobycz, Zibarim. Hadżi Halef podszedł do Ormianina i drwił:
— Zwyciężyliśmy; żaden z twojej bandy nie uszedł! Co się stało z twoją wielką gębą i jeszcze większą zemstą?! Czyja śmierć nastąpi po naszem spotkaniu, — mego sihdi, czy też twoja? Pojedziesz ze wstydem do piekła, my zaś powiększyliśmy stokrotnie naszą sławę, będą o nas składać pieśni mężczyźni, kobiety, dziewczęta Turcji, Arabji i Farsistanu[1]. Ty jesteś zdychającym kretem, a ja najwyższym szeikiem Haddedinów i zwę się Hadżi Halef Omar ben Hadżi Abul Abbas ibn Hadżi Dawud al Gossarah! —
Nastał poranek. Zwinięto obóz i przeniesiono go na przeciwległy brzeg, — miejsce wczorajszego zwycięstwa. Teraz nie udało mi się ujść podziękom uratowanych. Co się tyczy małego Halefa, nie zachowywał się zbyt skromnie. Stanął przy moim boku, aby zebrać plon
- ↑ Persja.