rządnie porucznika, że dał się przez was namówić do powrotu, teraz jednak mniemam, że postąpił słusznie. Wejdźcie panowie do strażnicy! Zaopiekujemy się dobrze waszymi wierzchowcami. Panowie zaś dostaniecie tęgiego grogu i powiecie mi, co macie przeciwko Grinderowi i Slackowi.
— Gdzież są ci szubrawcy, kapitanie? Nie widzę ch. Chyba nie odjechali?
— O nie! Konie ich stoją tam w stajni; oni sami odeszli, aby upolować jakąś zwierzynę na obiad.
— I aby wrócić do kryjówki, gdzie schowali zrabowane złoto. Jaka szkoda, że spadł taki śnieg. Nie można iść ich tropem i wyśledzić tajemnie. Ten iśnieg również pozbawia nas niezbędnych dowodów zbrodni.
— To mi jest obojętne, sir! Wiem przecież, że potraficie wydobyć dowody z pod najgłębszego śniegu.
Strażnica, do której nas zaprowadził, służyła za mieszkanie kapitanowi oraz obu jego porucznikom. Podczas gdy młodszy oficer zajął się przyrządzaniem grogu, kapitan wskazał nam, gościom, dwa prymitywnie sklecone krzesła i rzekł:
— Siadajcie, messurs, i powiedzcie mi szczerze: nieprawdaż, jesteście Mr. Old Shatterhand i Mr. Winnetou?
Pokazując mu naszą broń, którą, oczywiście, mieliśmy przy sobie, odpowiedziałem:
— Oto słynna srebrna strzelba wodza Apaczów, a oto mój sztuciec i moja niedźwiedziówka.
Strona:Karol May Sąd Boży 1930.djvu/238
Ta strona została skorygowana.
214