Strona:Karol May Sąd Boży 1930.djvu/244

Ta strona została skorygowana.

to nasza specjalność. Niejeden już zginął od naszych noży. Sprawi mi to wielką radość. Jeśli ci tak zwani gentlemani zgodzą się na twoją propozycję. Niestety, jestem przeświadczony, że zabraknie im odwagi. Kłamać mogą w żywe oczy, ale czy walczyć? Pshaw!
Spojrzałem badawczo na Winnetou. Odpowiedział potakująco drgnieniem rzęs.
— To są tylko próżne przechwałki! — rzekłem. — Jeśli my się zgodzimy na tę propozycję, oni się wycofają.
— Wycofamy? — roześmiał się na całe gardło Grinder. — Dwaj tak znakomici, siejący postrach pojedynkowicze, jak my! Ten wykręt jest tak śmieszny, tak głupi, że nie znajduję słów odpowiedzi!
Nie przestawali w ten sposób szydzić jeszcze przez długą chwilę, póki nie zaproponowałem przewodniczącemu, aby uznał ten podwójny pojedynek za Sąd Boży. To ostatnie wyrażenie rozśmieszyło oskarżonych, którzy chełpili się, że nie wierzą w Boga. Byli przeświadczeni, że od biedy i tylko napozór zgodziliśmy się na pojedynek, ale że wieczorem na pewno postaramy się ulotnić. Kapitan zaś, który znał nas, wyraził zgodę. Postanowiono, że nas czterech zamkną w chałupie, na dwanaście godzin, od ósmej wieczór do ósmej rano, abyśmy walką rozstrzygnęli sprawę. Zaraz potem wyprowadzono aresztantów; nie omieszkali szydzić z nas i kląć tak siarczyście, że nie mogę tego powtórzyć. Oczywiście znów umieszczono

220