Strona:Karol May Sąd Boży 1930.djvu/246

Ta strona została skorygowana.

za kwadrans otworzyć drzwi, bo wcześniej jeszcze wyprawimy łotrów do piekła!
Drżący głos zadawał kłam tym buńczucznym słowom. Zawiodła nadzieja, że umkniemy. I oto opanowała ich trwoga. Podczas gdy my rozkładaliśmy nasze pledy w prawym kącie, jakgdyby szykując się do spania, kapitan odezwał się do fanfaronów:
— Bardzo możliwe, że odbędzie się tak prędko, jak myślicie, ale prawdopodobnie z przeciwnym skutkiem. Właściwie nie wiecie nawet, kim są Mr. Beyer i jego Indjanin.
— Kim mają być! — odparł Slack. — Ludzie, którym jeszcze nie zaschło za uszami. Bóg niech mi dzisiaj, w tej chwili, wydrze rozum, jeśli po upływie godziny szubrawcy będą mieli kroplę krwi w żyłach!
— Przestań pan bluźnić! Jeśli wasze słowa mają być spełnione, to jeden z was opuści to miejsce ślepy, a drugi obłąkany. Dowiedzcie się wkońcu, kogo macie przed sobą! Ci gentlemani to Old Shatterhand i jego czerwony przyjaciel Winnetou, i nie wątpimy, że wyjdą stąd nienaruszeni.
— Old Shatter — — — — Win — — — —! — rozległo się u ściany. Ze strachu nie mogli wypowiedzieć pełnych nazwisk. Upłynęła chwila, zanim Grinder dodał:
Niech zmiejsca oślepnę, jeśli to nie jest bezczelne i przeklęte kłamstwo!
Podszedłem doń, uchwyciłem go prawą ręką za pas, podniosłem i rzuciłem o ścianę, tak, że aż belki

222