Strona:Karol May Sąd Boży 1930.djvu/254

Ta strona została skorygowana.

ku konie Grindera i Slacka; mogli nam zatem towarzyszyć. Doprowadziliśmy ich do rzeki Platte, gdzieśmy się rozstali, pozyskawszy ich dozgonną wdzięczność za ocalenie od pewnej śmierci.

∗             ∗

W cztery lata później wysiadłem w Baton-Rouge nad Missisipi, ponieważ chciałem tu czekać na parowiec do Natchez. Na bulwarze siedzieli dwaj żebracy, nieszczęśni, chudzi, w łachmanach. Twarze ich wydawały mi się znajome. Jeden miał puste oba oczodoły, a zamiast nosa głęboką i szeroką bliznę. Drugi wyciągał kapelusz, strojąc błagalne miny. Skoro rzuciłem srebrną monetę, wyjął ją szybko z kapelusza i wymamrotał:
— Piasek, nuggety — — osiem pełnych torb — — osiem pełnych torb!
Wiedziałem, kogo mam przed sobą. Mordercy nie znaleźli zasłużonej kary w forcie Hillock. Ale ich obecne położenie było gorsze od śmierci. — —
W tym samym roku przybyłem przypadkowo do Moberly nad Missouri. Zapytałem o rodzinę braci Bur-

-