Strona:Karol May Sąd Boży 1930.djvu/33

Ta strona została skorygowana.

— Nie; ale czas mi się dłużył, więc pojechałem sobie. Kiedy wróciłem, po zapadnięciu zmierzchu, usłyszałem okrzyki wojenne czerwonych, dobiegające z obozu. Hic mi innego nie pozostało, jak jechać mr. Hammerdullowi i mr. Holbersowi na spotkanie. To wszystko, co wiem o tej.... historji.
— Ilu było Pa­‑Utesów?
— Mogło ich być trzystu. Jeżeli będziemy mieli połowę tej ilości Nawajów, to podejmuję się wyrwać tym.... włóczęgom życie z ich.... cielsk, tak że....
— Zamilcz! — zgromił go Apacz, dotychczas milczący. — Toś ty zastrzelił obu Pa­‑Utes!
— Nie, nie ja!
— Kłamstwo! Tyś ich mordercą!
Oczy obu wświdrowały się w siebie. Bronzowe rysy Apacza były zimne i dumne, prawdziwie królewskie, podczas gdy twarz Fletchera zapłonęła rumieńcem niepowstrzymanego zakłopotania; nie mógł dłużej niż kilka sekund wytrzymać spojrzenia Winnetou. Musiał opuścić powieki, ale podniósł palce jak do przysięgi i zawołał:
— Pragnę oślepnąć lub ulec zmiażdżeniu, jeśli jestem mordercą! To wystarczy chyba, abyście mi dali spokój z.... czerwonymi djabłami!
Zimny dreszcz mną wstrząsnął. Ja także uważałem go za mordercę. A teraz ta przysięga!