Strona:Karol May Sąd Boży 1930.djvu/35

Ta strona została skorygowana.

Załamał się, ale miał jeszcze tyle czelności, że powiedział półgłosem szyderczo:
— Wyrzekaj się mnie pan w.... imieniu. Ja pana pomocy nie potrzebuję, bo nie chodzi o mnie, ale o jeńców. Tylko dla nich spodziewaliśmy się pomocy wielce znakomitych panów westmanów. Teraz dziękuję bardzo.
— Nie dziękuj, gdyż niczego od nas nie możesz żądać. Co się tyczy jeńców, uczynimy wszystko, co jest w naszej mocy. Jeśli ratunek jest możliwy, na pewno będą uratowani.
— Ale w takim razie musimy się śpieszyć! — prosił Dick Hammerdull. — Zrozum pan, że nie powinniśmy tracić ani chwili czasu, mr. Shatterhand! Jak sądzisz, Pitt Holbers, stary coonie?
— Hm — odburknął z namysłem zapytany. — Jeśli dobrze rzecz rozważyć, nie możemy nic lepszego uczynić, jak zdać się na mr. Winnetou i mr. Shatterhanda. Są rozsądniejsi od ciebie, stary Dicku, nie mówiąc już o mnie!
— Lepiejbyś zrobił, gdybyś wcale nie mówił! Taki coon, jak ty, nie powinien mówić!
— Well! Ponieważ masz bezsprzeczną słuszność,, więc proszę cię, abyś na przyszłość nie zadawał mi pytań. A wówczas stary coon będzie mógł zamknąć na zawsze dziób.

Oczywiście żartowali, gdyż nigdy w życiu jeszcze na serjo się nie pokłócili. Sprzeniewie-

27