Strona:Karol May Sąd Boży 1930.djvu/69

Ta strona została skorygowana.

ze strony Winnetou, iż pojechał w towarzystwie czterech takich ludzi, jak młody Fletcher. Z jego bezczelnych uroszczeń i sposobu wyrażania się można było wnosić, że niedaleko jabłko padło od jabłoni. — —
Wraz z towarzyszami znaleźliśmy się wkrótce w wąwozie, gdzie zostawiliśmy konie. Zastaliśmy wszystko w porządku. Old Cursing­‑Dry, jak znać było, szarpał był więzy, ale daremnie. Wsadziliśmy go na koń i przytroczyli do siodła.
Towarzysz Hammerdulla był zdziwiony, że w ten sposób obchodzimy się z Fletcherem. Wyjaśniono mu powód w krótkich słowach. Następnie dosiedliśmy wierzchowców i pojechali. Oddalając się od rzeki, mknęliśmy po równinie, aby prostą linją przeciąć łuk Rio San Juan. Nie było tu osłony listowia nad nami; przy blasku gwiazd nie mogliśmy zmylić drogi.
Jechałem na czele, prowadząc za uzdę rumaka Fletchera, i nie zwracałem uwagi na rozmowę trzech towarzyszów. Tematem jej były zdarzenia, które się rozegrały tego wieczora.

Skoro noc zaczęła szarzeć, zobaczyliśmy w oddali zieloną krechę, okalającą wybrzeże; niebawem dotarliśmy do rzeki. Tu zsiedliśmy, oczekując przybycia tratwy. Oczywiście, przywiązaliśmy Fletchera. W drodze miał knebel w ustach; z litości wyjąłem go teraz; ledwo jednak to

59