Strona:Karol May Sąd Boży 1930.djvu/74

Ta strona została skorygowana.

zapomniawszy zabrać ze sobą Old Cursing­‑Dry. W drodze uwolniliśmy go z knebla. Nie śmiał nas wprawdzie przeklinać, ale miotał wyrażenia, jakich nigdy w życiu nie słyszałem. Powtarzał zwłaszcza przysięgi, że nie on zamordował obu Indjan.
Droga to prowadziła nas do rzeki, to znów oddalała od niej. Dopiero późno po południu mogliśmy jechać wzdłuż brzegów bez przerwy. Za nami ciągnęła się daleka, strzelista równina, z lewej strony potok, a przed nami wznosiły się wyżyny, tworzące pionowe ściany, między któremi znikała Rio San Juan. To był ów canon, w którym chcieliśmy schwytać Pa-Utesów. Czy wejdą?...
Ażeby zwabić ich tutaj, umówiłem się z wodzem Apaczów, iż zatrzymamy się na tak długo, dopóki wrogowie nas nie zobaczą. Zeskoczyliśmy zatem z koni i czekaliśmy. Nie minął kwadrans, gdy z przeciwnej strony ujrzeliśmy zbliżającego się jeźdźca. Był to młodszy przywódca Nawajów. Zameldował, że jego wojownicy są u celu, i że ustawili się zgodnie z rozkazem Winnetou. Skorzystałem z jego przybycia, aby oddać starego Fletchera pieczy Nawaja. Otrzymawszy dalsze instrukcje, przywódca zawrócił do swoich, by Nitsas­‑Kerowi zdać sprawę ze spotkania.
Wkrótce potem przypłynęła nasza tratwa. Dałem umówiony sygnał. Winnetou przybił do