Ohyda tych scen, zatracenie honoru, patrjotyzmu i wszelkich uczuć ludzkich w narodzie, który uważał się za przewodnika cywilizacji, tak mocno wstrząsnęły szlachetną i podniosłą duszę Ruprechta, iż ze smutku i zmartwienia wpadł w chorobę. Dostał mizantropii a potem zapalenia błony opłucnej. W chorobie z nikim się nie chciał widywać oprócz dr. Tadeusza Żulińskiego, który go leczył, i dr. Seweryna Gałęzowskiego. Jeszcze po wyleczeniu unikał ludzi i mawiał, że po tem co widział w czasie Komuny, widok ich stał się mu przykrym, radby schronić się w lesie, serdecznie zaś żałował, że nie mógł wyjechać z Paryża z tymi, którzy są już w kraju i nie patrzą na takie upodlenie rodu ludzkiego, jakiego był i jest mimowolnym świadkiem.
Czas jednak, który wszystko leczy, i jego wyleczył. Powoli wrócił do zwyczajnego sobie usposobienia i do zwyczajnego trybu życia. Wstawał bardzo wcześnie i wychodził na spacer, a potem brał się do pracy, którą mu przerywała rozmowa gości. Kładł się zawsze o godzinie 9tej z wieczora. Był niezmiernie punktualnym. W jedzeniu był wstrzemięźliwym i ostrożnym. Nigdy nie pijał wódki i piwa, wina używał bardzo rzadko. Przyjemności jakim się inni oddawali nie zaznał, — dla niego jedyną przyjemnością była praca i dobrzeczynienie bliźnim. Rozweselonym i promiennym bywał tylko wtedy, gdy wyczytał w gazetach wiadomość
Strona:Karol Ruprecht (szkic biograficzny).djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.