— Wątpię bardzo, — zauważyła dziewczyna — czy pani dyrektorowa będzie dzisiaj po południu w domu!
— Będzie, napewne będzie! — powiedział szorstko, obrócił się na pięcie i poszedł — Cóż to za złośliwe stworzenie z tej służącej! — pomyślał — Z jakąż jadowitą intencją podkreśliła słowo „pani dyrektorowa“! Szydziła zeń poprostu.
W progu spotkał listonosza.
— Kartka do pani dyrektorowej! — rzekł do służącej.
— I on także! — błysnęło mu w myśli — Co za kanalje, ci wszyscy ludzie! Pachołki faktów dokonanych! Gdyby została moją żoną, to zwaliby ją dziś mojem nazwiskiem!
Spojrzał na zegarek, znalazłszy się w ulicy.
— Pół do dwunastej! — pomyślał — Ostatni czas, by udać się przed objadem do pani Steinbach. Duży to, coprawda, kawał drogi z ulicy Katedralnej, ale można rozpuścić potrochu nogi…
W pamięci zjawił mu się miły, zaciszny ogródek, pełen astrów oblanych jesiennem słońcem. Ruszył tedy żwawo, radując się z góry nadzieją ujrzenia przyjaciółki. Im dłużej szedł, tem silniejszą odczuwał potrzebę zobaczenia się z nią.
Strona:Karol Spitteler Imago.djvu/12
Ta strona została przepisana.