Strona:Karol Spitteler Imago.djvu/23

Ta strona została przepisana.

kwadranse musi udać się do domu. Jakże się czas wlecze? Ha, a to co? Cóżto za mąż wspaniały wszedł właśnie? Brr! Aż mróz po kościach chodzi! Wszakże to wymarzony ideał dziewiczych snów. Coś „o co się można oprzyć“, „kolumna koło której owinąć się można!“, wspaniała „podpora życia!“ Oo, gdybym umiał śpiewać, zanuciłbym pieśń Elzy z Lohengrina! A jakie loki jowiszowe! Kogóż przypomina ów trubaduryczny Herkules? Już wiem, króla kierowego z kart! Ma obrączkę na palcu... płaczcież tedy ojczyste dziewice! Tak, ma obrączkę ślubną, a nawet jest papą, założę się, że jest bo ów niezrównany uśmiech na twarzy mieć może jeno ten, kto zaznał słodyczy ojcostwa! Jak troskliwie zawiesza okrycie? Cóż za wykwintna, niepokalana koszula i manszety. Tam, u licha! Zdaje się, że steruje prosto na mnie! Witam, witam o ty, najwspanialszy pośród wszystkich talij kart całego świata!
Król kierowy skłonił się uprzejmie, usiadł, dobył ozdobne etui z cygarami i podał Wiktorowi:
— Czy mogę sobie pozwolić…? — spytał.
Wiktor podziękował:
— Nie pale! — rzekł uprzejmie, a przez myśl mu strzeliło: