— Czekać! Nie wysiadać aż pociąg stanie!
— Posługacz!… Posługacz! Można zabrać rzeczy?
Nakoniec… nareszcie jesteśmy w zacnej, szlachetnej, uroczej ojczyźnie, do której tęskniło serce mało nie wyskakując z piersi. Coprawda, nie wygląda na stęsknionego ów żandarm sterczący u wnijścia. Ziewa nawet, zdaje się. Ojczyzna i poziewanie!… Ładne zestawienie!
— Czy pan ma pakunki w towarowym wozie?
Dworzec podobny wszystkim, szary, ponury, sztywny gmach, ni śladu purpurowego blasku powitania, ni złota. Czy ulice zawsze były tak puste i przewiewne, raczej pełne przeciągu? Uf! Co za kurz! Co za wiatr lodowaty w początkach września? Pod jednym przynajmniej względem zabezpieczony jesteś, drogi Wiktorku, w tej trzeźwej, osępiałej mieścinie, a mianowicie przed miłosną pokusą. Niema żadnego niebezpieczeństwa.
Strona:Karol Spitteler Imago.djvu/7
Ta strona została przepisana.
POWRÓT SĘDZIEGO.