Strona:Karol Spitteler Imago.djvu/8

Ta strona została przepisana.

Ruchliwy, rozgadany posługacz nie pozwalał na chwilkę skupienia myśli.
— Zrób mi pan pewną przysługę! — poprosił go Wiktor — Obejdź pan powoli, ale bardzo powoli ten filar i licz dokładnie kroki. Ile? Sześć? Dobrze, dziękuję. A teraz, jeśli pan chce, możemy iść dalej.
Biednemu człowieczkowi opadła ze zdumienia dolna szczęka i kroczył z otwartą gębą, nie wyrzekłszy już ani słowa.
Wiktor, znalazłszy się w hotelu, natychmiast zażądał księgi adresowej.
— Jakżeż się teraz nazywa owa niewierna dama? Wyss, zdaje mi się. Tak, dyrektorowa Wyss. Ale jakiż to dyrektor? Bywają przecież dyrektorowie kolei, banku, gazowni, cementu, gumy, wogóle najrozmaitszych rzeczy i wielu innych.
Ha, jest, jest, oczywiście przezornie ukryta poza mężem: Drem Treugottem Wyssem, profesorem, dyrektorem Muzeum Miejskiego i Szkoły Malarskiej, prezesem Biljoteki Kantonalnej członkiem wydziału Przytułku Sierot, ulica Katedralna 6.
Hu! Aż tyle godności naraz! Aż tyle! Coprawda, wolałbym już dyrektora kolei. No trudno! W każdym razie człowiek, widać bardzo