nawiać się będzie, kim jest i w jaki sposób dostał się do tej zupełnie mu obcej przyrody. Bez żadnego wspomnienia ze swej przeszłości, do takiego stopnia podziwiać będzie samego siebie i miejsce, na którem się przebudził, że z łatwością stać się może głęboko zadumanym.
Jak daleko sięga jego wzrok, rozszerza się ocean: widok, którego nigdy, jak sądzi, nie oglądał. Zwraca się w stronę lądu, ażeby się zoryentować na swej wyspie, wszystko jednak wydaje mu się dziwnem; nie przypomina sobie, aby widział kiedykolwiek takie przedmioty, jak: rośliny i zwierzęta, góry i obłoki, przebiegające nad niemi. Wreszcie widzi istoty do siebie podobne, śpieszy ku nim, lecz istoty te również znajdują się w podobnem położeniu niewyjaśnionem; nie wiedzą kim są, ani skąd się wzięły.
Społeczność ludzka w podobnem położeniu będzie się biedziła w rozmyślaniach nad sobą i swą wyspą; lecz rozmyślania i wzajemne pytania nie rozświetlą niezbadanej fatalności, wskutek której znaleźli się na tem miejscu. Z wysokim podziwem oraz głębokiem osłupieniem ludzie ci patrzeć będą na zachodzące słońce, jak na widowisko dotąd niewidziane; na złote pasy światła, jakie słońce rzuca przy zachodzie na wodę, i bezgraniczny będzie ich podziw, gdy na ciemnem niebie zaświeci tysiące gwiazd. Z czasem potrzeby ciała odwrócą ich uwagę od rozmyślań. Dają znać o sobie głód, pragnienie, zmęczenie i senność; zmiany pogody nakazują pomyśleć o schronieniu, i takim sposobem na wyspie powstanie najdziwniejsza robinsonada, jaką tylko można sobie wyobrazić; gdyż Robinson przyniósł z sobą na wyspę wspomnienia cywilizacyi, a nasi wyspiarze wszystko muszą wymyślać i wynaleźć nanowo.
Strona:Karol du Prel - Zagadka człowieka.djvu/16
Ta strona została przepisana.