Strona:Karol du Prel - Zagadka człowieka.djvu/18

Ta strona została przepisana.

ły głębokiego i trwałego wpływu dlatego, że sami nie zgadzali się oni w rozwiązaniu tych dwóch zagadek.
W każdym razie wszędzie i zawsze czuć się dawało ludzkości jeżeli nie jasne przeświadczenie, to ciemne uczucie, że coś szczególnie dziwnego zachodzi względem człowieka i jego stanowiska w świecie. Rozumie się, iż ludzkość nie chciała, by się jej wydawało, iż znajdujemy się na tej wyspie kosmicznej bez wiedzy o tem, skąd jesteśmy i po co. Już nasze dążenie do lepszego oryentowania się na naszej wyspie odpowiada nie tylko wymaganiom praktycznym, lecz ciekawości objektywnej i nadziei możliwego rozwiązania na tej drodze naszej własnej zagadki; lecz założyciele religii i filozofowie ciągle twierdzą, że za pomocą oręża przyrodniczego na naszej wyspie nie osiągniemy żadnej jasności, że raczej poza wszelką fizyką musi się znajdować coś jeszcze — metafizyka — i tam tylko leży rozwiązanie zagadki.
Występują niekiedy okresy cywilizacyi, w których kredyt metafizyki jest uznany powszechnie, a nawet przybiera trwałe postaci. Lecz powracają znowu okresy zwątpienia nie tylko o tych postaciach, lecz i o samem zagadnieniu. Wówczas powstaje ta szczególna choroba głowy, którą Schopenhauer nazywa metafizycznym brakiem potrzeb i która często występuje epidemicznie i trwa długo. Kto wówczas zachował tyle zdolności do podziwu i roztropności, że stanowisko wyspiarzy uważa za godne zastanowienia, ten uchodzi za marzyciela i samo — dręczyciela. Za naszych czasów choroba ta przybrała postać nawet systematu naukowego, który się zwie materyalizmem. Materyaliści są, jakby można powiedzieć, zwolennikami wstrzemięźliwości w myśli; twierdzą oni z wielkiem przekonaniem, że nic nie poprzedziło naszego przybycia na wyspę i nic nie nastąpi po naszem