uwagę różne uboczne względy, chęć pokazania się, wreszcie filantropję, zostanie ledwie garstka osób, które przybyły dla samej zabawy.
— E — oburzy się czytelniczka — ktoby tam badał, dla jakich przyczyn jestem na balu, dosyć że jestem. Co innego gdy mnie niema.
— O to właśnie idzie, dopominamy się o tych, lub raczej o te których niema, a które na tysiące można liczyć. Drobny zaledwie procent młodych osób korzysta z zabaw publicznych, reszta „świeci nieobecnością.“
Dla czego?
Przyczyna bardzo prosta. Niektórzy ojcowie i matki pragną dobierać towarzystwo dla córek, drżą na myśl wątpliwej wartości komplementów, jakie Zosia lub Mania usłyszećby mogła, a „niewinny flircik“ przejmuje ich strachem. Takim nie przypada do gustu zebranie bardzo liczne, złożone z żywiołów różnorodnych; oni swoich córek na bal nie zawiozą.
— Co? na schyłku dziewiętnastego wieku, który wydał przepiękny owoc: feministkę, trafiają się jeszcze podobnie dzikie wyobrażenia?
— Tak, są one, rzecby można, instyktowym odruchem, którym w niebezpieczeństwie człowiek zasłania się i ocala nieraz. W miastach naliczylibyśmy dużo osób cofających niejako tryumfalny pochód idei wyzwolenia kobiety z przesądów, swobody pojęć i tym podobnych haseł, maruderów, zdaniem których, dusza dziewczęcia to biała sukienka, nie znosząca najlżejszego pyłu, chowających pod klucz gazetę z opisami skandalików i „wypadków.“ Któżby się dziwił że w ich przekonaniu jedyną formą zabawy jest wieczorek w gronie znajomych, lub przez osoby zaufane wprowadzonych. W małem zamkniętem kółku wszelka kontrola jest możliwą, a jeśli pośród ogólnej harmonii trafi się dysonans, łatwiej go usunąć.
Czytelniczka z „zapadłych kątów“ nie wyśmieje tych wymagań. Ona przywykła również do dobranego towarzystwa, w którem się wszyscy znają, a nawet, co trudniej, szanują wzajemnie, tylko postawi mi zarzut, że przelewam z pustego w próżne.
Powiadasz — zawoła — że się nie bawią, a wynajdujesz zebrania do których, jak sądziłam, brakłoby nawet uczestniczek, gdyż wszystkie zajęte balami publicznymi. Więc gdy i po domach się bawią, tem lepiej.
Strona:Karolina Szaniawska - Dla czego się nie bawią.djvu/2
Ta strona została uwierzytelniona.
— 17 —