Strona:Karolina Szaniawska - Dla pokrzywdzonych.djvu/3

Ta strona została uwierzytelniona.

domości, że żyje, jada, sypia. Zupełne niedołęztwo.
Oboje nic nie mówią.
Jest dziewczyna, którą nauczono pończochę robić; — ileż cierpliwych starań wymagała ta nauka, ile wyrozumiałości anielskiej!... inną zastałam przy szyciu, choć to biedne dziecko ledwie odrobinę widzi. Dwie wspomniane dziewczynki mają paroksyzmy słabsze i nie tak częste.
— To wszystko dzieci pijaków, — mówiła młoda dozorczyni.
Rozmowę naszą przerwała dziewczynka lat czterech do sześciu, bełkocąca: mamo, mamo! i gestykulująca żywo.
Ten jeden wyraz umie.
Na twarzy ma uśmiech, łagodne spojrzenie panienki pocieszyło ją. Zrozumiała, wyciągnęła ręce. Po chwili znalazła się w nich kromka chleba.
Ta potrafi się upomnieć. Wie, że jest głodna, kocha panienkę, do matki, która ją odwiedza, nie chce mówić. Paroksyzmy miewa rzadziej, od czasu, gdy jest tutaj.
Litościwe ręce zaopatrzyły dzieci w piłkę gumową, widziałam kręgle, grać w nie jednak nie umieją; stoliki, ławy, bardzo proste i ubogie.
Lato nieszczęśliwa gromadka na wsi przepędziła. I dzięki Bogu! Wobec dwojga zupełnie niedołężnych, z których jedno siedzi w fotelu, drugie na łóżku spoczywa i o siłach własnych z miejsca się nie ruszają, nie wiedzą o potrzebach swoich, więc są niechlujne mimowoli, powietrze dobre trudno tu utrzymać.
Gdy odwiedziłam ten przybytek nędzy na jesieni, dzieci nie było jeszcze. Miały powrócić w pierwszych dniach Października. Szanowna opiekunka i założycielka zakładu znajdowała się również na wsi. Adres jej: Wspólna 59.
Kto ona?