W czasie największego uniesienia, pod wpływem nadziei, zmian i ulg dla kraju — później w epoce najsilniejszego teroru represyi, na schodach kościoła ś-go Krzyża, czasem na ulicy, widywaliśmy osobę niemłodą, tęgą, z puszką kwestarską, na której przechodzień czytał napis: „Dla idyotów.“
Niektórzy urągali, śmieli się.
— Idyotka!
Ktoby o nieszczęśliwych myślał, gdy po latach tylu pierwszy raz otwarcie powiewały orły białe!... Wszyscy biegli z kościołów ucieszeni, radośni. Na jedną, krótką chwilę... Wielu nie doczekało jutra.
Nastąpiły dnie ucisku, trwające dotychczas, dnie długie, ciężkie. Z jednej strony bagnet żołnierza, z drugiej browning bandyty. Z jednej ucisk rządowy, z drugiej teror i namiętne wrzaski stronnictw. Takie warunki nie sprzyjają również dziełom miłosierdzia.
A jednak, mimo okoliczności najmniej sprzyjających, mimo czasów, w których człowiek człowiekowi, brat bratu, rodak rodakowi nie wilkiem był nawet lecz szakalem, dzieło miłosierdzia spełnione zostało.
Ubożuchny, niby stajenka Jezusowa, dostojny wszakże świętem zadaniem swojem i zadanie to w miarę sił już spełniający, przytułek dla idyotów tuli garstkę upośledzonych, od kolebki aż do grobu beznadziejnie chorych i niezdolnych się rozwinąć.
Strona:Karolina Szaniawska - Dla pokrzywdzonych.djvu/4
Ta strona została uwierzytelniona.