Strona:Karolina Szaniawska - Doświadczenie Janinki.djvu/2

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ah, Mamo! szepnęła z wyrzutem dziewczynka.
— Zastanówże się teraz i powiedz, czy można kochać tamte brudne dzieci, jeżeli zamorusana Stefcia nie traci twego przywiązania?
— O, nasza Stefcia to także co innego! Już mnie Mamusia nie przekona...
Dziecina zaczęła figlować z siostrzyczką, wesołe ich śmiechy rozlegały się po pokoju, Jania nachyliwszy głowę pozwoliła się targać za uszy i włosy, co niezmiernie bawiło Stefcię; potem dziewczynka za szafą ukryta naśladowała kukułkę, a rozbawione maleństwo aż skakało do góry na rękach piastunki.
Podano obiad, który wszystkim bardzo smakował; po obiedzie Jania znowu ze swoją lalką siadła przy oknie, a mały chłopiec stróża zgarniał z chodnika śnieg, padający ciągle od kilku godzin. Na dworze było zimno, wiatr jęczał i zawodził, jak gdyby płacząc nad biednemi, co nie mają dachu nad głową, posilnej strawy ani ciepłej sukienki, a chłopak miał policzki czerwone, bo niedość silny jeszcze, bardzo się zmęczył zamiataniem. Uważnie mu się przyjrzawszy, trudno było zaprzeczyć, że chociaż miał bardzo chudą, mizerną twarzyczkę, nos niekoniecznie zgrabny i szerokie usta, oczy za to jaśniały dobrocią, czytać w nich było można szczerą wesołość i pogodę.
Dziewczynka patrzyła oknem przez czas długi. Zmiany jakie tu zaszły na dziedzińcu, budziły w niej podziw: przed obiadem jeszcze zupełnie było inaczej, teraz aż miło spojrzéć, tak czysto i ładnie. Klomb, podczas lata pełen róż i rezedy, następnie georginii i astrów, przedstawiał się uroczo w tym białym płaszczyku ze śniegowych płatków, a krzaki spirei opasujące go kołem, wyglądały zdaleka niby małe dziewczynki, ubrane na procesyą Bożego Ciała.
Chłopak uderzył w zziębnięte dłonie i znowu zaczął zmiatać śnieg: kucharka z pierwszego piętra wsunęła mu w rękę mięsa kawałek. Schowawszy dar, do roboty powrócił, aż wreszcie gdy oczyścił cały chodnik, powoli, z miotłą skierował się ku bramie.
— Brudas! szepnęła Jania strojąc lalkę w niebieski, atłasowy szlafroczek, ale pewno musi być dobry, bo wyręcza ojca, starego stróża, co zawsze stoi w bramie.
Niebawem podano lampę, a Mama oznajmiła córeczce, iż ją zabierze do cyrku, gdzie pojadą sankami z ciocią Kazią i jej synkiem Franusiem.
Jania aż w ręce klasnęła. Sanki, cyrk, znowu sanki z powrotem! Prócz tego dziewczynka ma włożyć po raz pierwszy biały, pluszowy płaszczyk i takąż czapeczkę.
W wielkiej radości chciała natychmiast się ubierać, na co znowu nie pozwoliła Mama, gdyż dość na to czasu jak ciocia przyjedzie. Wypiją razem herbatę, cyrk nie ucieknie, godziny są tam wyznaczone, dla nikogo ani przyśpieszą ani opóźnią widowiska.

(D. n.)