Strona:Karolina Szaniawska - Do zgody.djvu/2

Ta strona została skorygowana.

roześmieli choć nie było z czego, a panienka wypadła do kuchni, jak szalona i nuż się złościć: — Mama to zawsze zgodzi byle kogo! pierwszą lepszą z ulicy przyjmie, a później dla nas wstyd!
Nie byłam jeszcze wypraktykowana, o bożym świecie nie wiedziałam — jednak coś mnie tknęło... Chwyciłam jedną ręką miotłę, drugą wałek — i czekam, co też dalej będzie.
Panna Mania nie spojrzała wcale na mnie, tylko zawodziła: — Jak ja teraz nieszczęśliwa, do pokoju wrócę!.. Jakiemi oczyma na pana Stefana patrzeć będę!.. O mój Boże, co ja zrobię...
Lubiłam tę panienkę, więc mnie złość odbiegła, patrzący na jej ciężki żal. Miotłę upuściłam, wałek włożyłam do szaflika, jako niby brudny — i z duszy serca wypytuję: — Czego panienka płacze? co za nieszczęście się stało?.. wszak państwo zdrowi i, dziękować Bogu jest co jeść.
A ona do mnie w krzyk: — To twoje imię!.. to twoje głupie imię!.. Mama głośno je wymawia, niby nic... panowie się śmieją... nie wiem już gdzie oczy podziać!,.
Stanęłam jak wryta.
Co komu zawiniło moje imię? Od urodzenia je noszę i — ani ojciec ani matka wstydu nie cierpieli!.. Pasya okrutna mnie wzięła na taką głupią mowę... Kiedy panna w kuchni wciąż piszczała, ja prosto do pani za służbę dziękować.
Goście, nie goście — co mi tam!.. pan wypchnął mnie politycznie za drzwi. Ja nic, tylko ciągle swoje — proszę mi pensyję wypłacić, to zaraz pójdę. Nie będzie wstydu ani z imienia mego, ani ze mnie!..
Panowie się śmieli jeden na mnie mrugał, aż mu świeczki ogniste migotały w oczach... Udałam, że nie widzę, bo to był ten sam, o którego panna Mania tak się darła w kuchni.
Pieniądze wypłacili co do grosza i odeszłam.
Uprosiłam też zaraz sklepikarkę..: Dobre kobiecisko... napisała do gminy, żeby mi inne, uczciwsze jakie imię obrali, bo z tem w Warszawie rady sobie nie dam. „Jeszcze dziewuchę do kreminału wsadzą albo do prochowni,“ straszyła wójta, przez poczciwość to robiła, żeby mi wygodzić. I do proboszcza napisała, jako że on najlepiej i najłatwiej mógł mi w tem dopomódz, bo sam mnie przecie ochrzcił.
Z gminy nie odpisali słówka — markę zwędzili — niechaj ich tam — ksiądz przysłał list długi i mądry. Mało mi jednak z listu przyszło, bo i sama dobrze wiem, że święta Agata jest u nas w ołtarzu i chroni od ognia. Ale tu w Warszawie ludzie głupie, panny zaś wstydliwe zanadto, choć nie tam gdzie potrza.