Strona:Karolina Szaniawska - Dobrodziej mimo woli.djvu/10

Ta strona została skorygowana.

potem usunął się — dziewczynka poszła pierwsza naprzód. Idąc, zaczęła znowu:
— A wiesz? panienki wyjechały.
— Przestań-że — co kogo obchodzi! strofowała ją dziewczyna, obładowana koszem, idąca za nimi.
— A mamusia telaz głać nie będzie..
— Dosyć!
— A pianino pójdzie do... do...
— Do naprawy! — krzyknęła towarzyszka małej. Komu to Mania opowiada? na co? po co?
— A naszemu panu! odparło dziecko z godnością. Naszemu panu mówię.
— Naszym panem jest tatuś!
— A ten nie nasz?
— Nie.
— A nasz — nasz! Bo i na naszych schodach — i w naszej sieni... Tu jego drzwi — a tu nasze.
Za to dzieciaka obili! Za to, za nic więcej!
Pan Włodzimierz zna tylko z widzenia rodziców Maniutki. Nie chciał ich poznać bliżej. Pani jest piękna, pan ma pozór sympatyczny; cóż stąd, kiedy głupcami są oboje! Nie zwykł też pan Ziarnecki wtrącać się do cudzych interesów, mimo bliskiego sąsiedztwa mógł o Gwozdkach nic zgoła nie wiedzieć; człowiek dyskretny, dobrze wychowany, plotkami się nie trudzi.

(D. c. n.)