4)
Był niegodnym, był podłym, bo ojciec tej dzieciny niema chleba, utraciwszy pracę, bez której żyć trudno, nawet mając dostatki, a cóż dopiero w nędzy.
Gdyby był zechciał, gdyby jak dziś pojmował, mógł dawno przez stosunki swoje dać Gwozdkom pomoc, którąby z wdzięcznością przyjęli — nie jałmużnę, nie potajemną milczkiem opłatę lichego mieszkania, lecz tę jedyną pomoc, jaką człowiek bliźniemu swemu ma prawo ofiarować, a tenże bliźni bez fałszywego wstydu wziąć może: pracę i zarobek.
Mógł to uczynić, ale nie dbał. Trzymając się z daleka od ludzi, którzy przecież są rodzicami Mani, krzywdził zarazem to dobre miłe dziecko, żyjące w warunkach coraz gorszych, pewno licho karmione, (on ciastkami opycha i do choroby jakiej doprowadzi!) trzymane w murach, bez powietrza, odkąd biedna matka nie mając sługi, ledwie czasem wychodzi z córeczką na spacer.
— Tak dalej być nie może! — konkluduje Ziarnecki. Mam jeszcze łeb na karku i garść kolegów życzliwych. Zaraz od jutra zacznę...
Nie od jutra! Po co czekać?... Dziś w wieczór wstąpi do cukierni, gdzie starzy jego towarzysze przychodzą na kawę i gazetę. Tymczasem zaś... tymczasem...
Oblicze pana Włodzimierza zajaśniało nagle żywem ukontentowaniem, pochylone barki wyprostowały się; jak gdyby urósł