Strona:Karolina Szaniawska - Dokąd dążymy.djvu/1

Ta strona została uwierzytelniona.
DOKĄD DĄŻYMY?...


Idziemy naprzód, ciągle naprzód!... I słusznie, ruch jest życiem, wszystko więc, co żyje, musi ulegać jego niezłomnym prawom; potrzeba jednak, aby ten ruch był prawidłowy, równomierny, na pewnym systemacie oparty, inaczej — nie dziś to jutro — zagrozi wywrotem. Od czasu jak nasze prababki kądziel przędły, upłynęło lat stosunkowo niewiele, a jednak co za zmiana w poglądach u kobiety i w jej posłannictwie społecznem!
Zda się że wieki dzielą nas od tej pory, kiedy to pani domu, jak ślimak w skorupie, zamknięta w czterech ścianach, o Bożym świecie nie wiedząc, pilnowała dzieci, gospodarstwa i sług; mało kto oceni dziś jej pracę, a gotowiśmy wyrzec, że one wszystkie niegdyś były pasożytami, niepotrzebnym balastem, kłopotem.
Teoryom atawizmu kłam zadając, cudowne jakieś wpływy z niekształtnej poczwarki owych czasów wytworzyły pięknego współczesnego nam motyla; poczekajmy trochę, jeszcze dziesiętek lat, może więcej, a nie zostanie w nim ani śladów duchowego pierwiastku prababek. Wszystko się składa na to, aby je zatrzeć, bo nowym czasom nowych potrzeba ludzi, rzekomy postęp ruguje pojęcia, tak zwane przesądy, które niedawno jeszcze były najświętszem prawem, czy dobrze i słusznie? okaże przyszłość.
Otóż śmiemy twierdzić, że odnośnie do kobiet, cała ta przemiana odbywa się w nazbyt radykalny sposób — wytworzyła ją potrzeba chwili i z brutalnością bezwzględną, niepomna jutra, wszystko z gruntu wywraca; należałoby koniecznie stawić jej czoło, całemi siłami powstrzymać prąd, który zadaleko unieść nas może, gdyż ciągnie w przepaść rodzinę.