Strona:Karolina Szaniawska - Dokąd dążymy.djvu/2

Ta strona została uwierzytelniona.

Chleba, chleba szukajmy, zdobywajmy chleb! oto jest dzisiaj nasze kobiece hasło — olbrzymią armią wyruszyłyśmy w pole, aby walczyć o byt, o marny chleba kawałek, a poza nim, jak zwierzęta, nie widzimy nic zgoła. Jednostronność poglądu przeradza się w jakąś cząstkową ślepotę, zasłaniającą wszystkie inne cele, inne żądania, a przecież istnieją one i teraz, jak istniały dawniej. Sfera naszych ideałów zacieśnia się coraz bardziej, jedyną dążnością staje się osiągnięcie jaknajwyższej normy zarobku; dostatek, zdobyty własnemi siłami, to dziś marzenie prawie każdej.
A więc tylko pieniądz?
Niesprawiedliwością byłoby twierdzić, że on jest celem — tak daleko jeszcześmy nie zaszły, złe tkwi już jednak w samym fakcie, że ten właśnie pieniądz stał się wyłącznym środkiem do osiągnięcia celu naszych marzeń. Ty, matko zabiegła i troskliwa, wybierając córkom swoim fachy, zaledwie dziećmi wyrastają z pieluch, popełniasz ciężki błąd — na zasadzie fałszywego rachunku wychowujesz te przyszłe robotnice, kładziesz im w głowę fałszywe teorye, obałamucasz świetnemi widokami. Dom rodzicielski nie jest im miły, myślą tylko o tem, aby jaknajprędzej go opuścić, bo tylko tam, pomiędzy ludźmi, czeka je przyszłość pomyślniejsza, zobaczą komfort, zarobią na modne i szykowne ubranie.
Urosły dziewczęta — jedną po drugiej do specyalności wdrożyłaś, ani pytając, o ile zapas sił wystarcza, o ile fach pogodzi się ze zdaniem — z chciwością lichwiarza obliczasz korzyści, jakie córki twoje osiągnąć mogą, i zdaje ci się, że zrobiłaś wszystko, o los ich jesteś spokojna.