żonej. Ręczę, że ani jedna pensyonarka, nie zdobyłaby się na taką otwartość.
Pani Słońska nie obraziła się wcale; odpowiedziała mi z uśmiechem:
— Wymaganie bardzo słuszne, ale idzie mi jeszcze o to, czy muzykę prawdziwie lubisz. Jeśli nie lubisz całą duszą, lepiej zarzucić, szkoda czasu. Człowiek powinien uprawiać i doskonalić każdy dar wrodzony, trzeba jednak to wziąć pod uwagę, że nie wszyscy posiadają te same dary. Panuje tutaj wielka różnorodność i byłoby błędem myśleć inaczej. Taka omyłka drogo nas kosztuje, nie rozwiniemy bowiem zdolności nieistniejącej, a zmarnujemy przez ten czas inną rzeczywistą zdolność.
— Cóż więc pani robić mi każe? — zapytałam, gniewna naprawdę.
— Zobaczymy — odrzekła. — Tymczasem próbuj; może istotnie posiadasz dar do muzyki.
Ta pani jest paradna!.. Od sześciu lat kuję na fortepianie, doszłam do jakiej takiej wprawy i polubiłam jarzmo, z początku bardzo przykre, a ona mówi: spróbuj, zobaczymy!
Muszę całą rozmowę powtórzyć ojczusiowi; jakie też będzie jego zdanie? Mnie śmieszy ten pogląd i zadziwia.
Nie umiałam sobie wyobrazić panny „bez muzyki“ — wszystkie moje znajome grają, pewno i ty grasz, donieś, moja droga, tutaj zaś połowa koleżanek otwarcie się przyznaje:
— Nie mamy „daru“.
Oj, spać, spać iść trzeba, ledwie żyję. Obiecywałam sobie, że po napisaniu listu, wypłaczę się za wszystkie czasy, a tu jak na złość, powieki opadają. Nic mi się nie wiedzie, trudna moja dola. Śpieszę do łóżka, za dwie minuty będę spała na dobre. Buziaka przesyłam tobie i siostrzyczkom.
Rodzicom ukłony od biednej, nie mogącej nawet zapłakać Ludki.
Odpowiedź niebawem nadeszła.
O mało nie napisałam „panno Ludwiko,“ nawet przyznam się, napisałam, lecz rzuciłam kartkę i piszę inną.
Twój list zrobił mi przyjemność — tyle w nim szczerości, że nie mam słów na podziękowanie. Jednak zrozumieć nie mogę, więc zapytuję otwarcie, czem zasłużyłam na to, że pierwszy list z Krakowa do mnie adresujesz. Pisząc kilka razy w wasze strony, do wujenki, do siostry ciotecznej i do brata, wypytywałam ich o ciebie. Myślałam, że Kocia Osińska wie coś o tobie, że korespondujesz z Zofką Górską, Amelką Przystrojecką, Lunią Młynarską, a tu nic i nic. Zkąd-że więc łaska na mnie spada? przecież najmniej się znamy, a tamte, to są twoje przyjaciółki. Wziąwszy pod rachunek ścisły, nie znamy się wcale, a raczej ty mnie nie znasz. Byłam gościem chwilowym u wujenki i widziałaś mnie w tej roli, a mojem zdaniem, poznać człowieka można tylko w domu, w „jego“ domu. Tam dopiero każdy jest sobą. Dlatego mówię: Ty mnie nie znasz.