— Dziękuję wam — odrzekła młoda osoba, zajmując miejsce przy stole. — Z całego serca wdzięczną wam jestem, drogie, poczciwe dzieciaki!
Po chwili dodała:
— Jeśli macie czas, do roboty się zabierzemy. Opuściłam cały tydzień i chcę to wynagrodzić, o ile można.
— Mamy czas, mamy — upewniały panienki, siadając gdzie się dało. — Tylko jedna mruknęła niechętnie:
— Ja czasu wolnego nie mam!
Młoda nauczycielka spojrzała na mówiącą, przyczem w błękitnych jej źrenicach odbiło się zdumienie. Nie nawykła do takiego tonu, w pierwszej chwili uśmiechnęła się nawet, a potem nie spuszczając wzroku z twarzy obcej sobie dziewczynki, rzekła:
— Tak dużo masz lekcyi, moje dziecko? Jeśli są trudne, chętnie ci wytłómaczę i ułatwię.
— Nie jestem pani dzieckiem — brzmiała szorstka odpowiedź.
— Ten tytuł cię obraża? — zapytała panna Leonka z łagodną wymówką.
— Nie znoszę czułości od osób obcych, bo przekonałam się, że są fałszywe — odparła chłodno Ludka. — A pani nawet nie znam.
Poruszyła mrowisko. Panienki zaczęły szeptać między sobą i grozić. Nowa koleżanka przez krótki czas bytności swojej w zakładzie przyzwyczaiła je potrosze do wyniosłego obejścia, stanowczych i wogóle dosyć szorstkich odpowiedzi, czem w pierwszych dniach czuły się dotknięte, teraz przyjmowały już bez gniewu, między koleżankami bowiem wszystko uchodzi i wszystko trzeba wyrozumieć.
Strona:Karolina Szaniawska - Dwie jagódki.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.
KAROLINA SZANIAWSKA.
DWIE JAGÓDKI.
POWIEŚĆ.
(Dalszy ciąg).