Strona:Karolina Szaniawska - Dwie jagódki.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.
KAROLINA SZANIAWSKA.
separator poziomy
DWIE JAGÓDKI.
POWIEŚĆ.

(Dalszy ciąg).

Posesya sprawiała wrażenie zamkniętej w sobie całości, a ruch jaki tu panował, różnił się zasadniczo od krzątaniny lokatorów, zajmujących oddzielne mieszkania. Znać było spójność cząstek, funkcyonowanie prawidłowe mniejszych i większych kółek maszyny, którą jakiś motor niewidzialny kierował.
Dwie kobiety, ubrane bardzo schludnie, niosły olbrzymi kosz bielizny mokrej, młoda, rumiana dziewka wyparzała ukropem całe szeregi glinianych garnków po mleku i ustawiała je później na ławce pod ścianą, a staruszka, niby gołąbek siwa, prała w dużej misce płócienne szmatki.
Robotnice kłaniały się z uszanowaniem przed Leonką; zgrzybiała praczka pochyliła się do kolan. Usta panienki dotknęły jej ramienia.
— Oprowadzę cię wszędzie — rzekła nauczycielka, odpowiadając na ukłony uprzejmem skinieniem. — Dużo tu już zrobiono, lecz dużo jeszcze pozostaje do zrobienia i musi przybyć kiedyś... Pójdziemy przedewszystkiem do oddziału, który najwięcej lubię: do dzieciaków — do ochronki. Zostaje ona pod opieką uczennic; przełożona i nauczycielki mają tylko nadzór. Ponieważ twoje koleżanki biorą udział w lekcyach tylko tych przedmiotów, do których czują uzdolnienie, zbywa im dosyć czasu na obowiązki. Teraz w ochronie pogadanka, zabawimy krótko.
To mówiąc, Leonka pociągnęła towarzyszkę do ostatniego wejścia prawej oficyny. Gdy znalazły się w sieni, a ztamtąd w korytarzu, drzwi otwarte szeroko odsłoniły izbę wielką, o czterech oknach, przyozdobioną suto rycinami metody poglądowej.
Na kilkunastu ławkach siedziały dzieci od lat pięciu do dziesięciu — małe, pod kierunkiem osoby niewiele od nich starszej, lepiły psy i ptaki, większe, zapatrzone w twarz panienki, stojącej pośrodku, słuchały jej opowiadania.
— A więc znacie ją wszyscy: drobna, malutka, duże usługi nam oddaje. Gdyby nie ona, niebyłoby ani sukienki, ani koszulki. Jak się nazywa? — dodała nagle, zwracając pytanie w stronę malców.
Starsze dzieci podniosły ręce w górę, na znak, że wiedzą; nie odezwało się ani jedno, chcąc dać nauczycielce okazyę sprawdzenia pilność najmłodszych.
— Jak się nazywa? — powtórzyła panienka, wskazując palcem chłopczyka, który duże ciemne oczy na nią zwrócił, widocznie miał ochotę mówić.
— Igiełka! — zawołało tryumfalnie dziecko, a za niem powtórzyły inne, wymachując rączętami oblepionemi gliną.
— Igiełka! igiełka!