zgrzała, upału podczas mrozów, bo jej uszy ziębną. Gdy wybiera się na spacer, deszcz, potrzebny dla całego kraju, padać nie powinien; gdy ona chce zabawy, nawet choremu obłożnie wypada się dźwignąć, usunąć w kąt najdalszy, zrobić miejsce do tańców, a ciągle: ja, bo mnie, przy mnie, ze mną, we mnie — br!... jakie nudne, śmieszne, szkaradne! Widać nie znasz wcale takich, bo gdybyś jedno stworzenie podobne spotkała kiedy, albo co gorsza, musiała do niego się zbliżyć, znienawidziłabyś samolubów. A ty nie? no, tem lepiej. Sądzę jednak, że małą, malutką część pracy ogólnej zechcesz przyjąć, musisz przyjąć — pewno już do dzieła się zabrałaś, a ja tak ostro, tak otwarcie... Wybacz i pisuj często, moja droga! Pragnę mieć jak najwięcej szczegółów o Leonce i, poznać ją. Chciałabym ptakiem pofrunąć do Krakowa i chociaż przez okno domu na Strzeleckiej, zobaczyć, co się dzieje, a zwłaszcza zobaczyć Leonkę. Jak ona tam pomiędzy wami się obraca: to w klasie, to w szwalni, to w ochronie, to w kuchni. Wiesz, i Bochińska mnie zajęła.
U nas na coś dobrego się zanosi; ponieważ jednak rodzice przestrzegają, aby za wcześnie nie mówić, milczę. Wynagrodzę sobie ten ciężki przymus prawdopodobnie w następnym liście, jeśli... O mało co nie napisałam, lecz nie, powstrzymam się — musi być widocznie jakaś racya w utrzymaniu tajemnicy. Jeśli nie można, to nie można.
Na polach już jesień, śliczna jesień polska, najcudniejsza pora roku, mojem zdaniem. Lubię lato, uwielbiam wiosnę, tę cichą jednak gospodynię: jesień kocham całą duszą. Może jest w tem i odrobinę praktyczności: miła bowiem, pogodna jak lato, a lepsza od niego, daje wypoczynek. Nie zanadto wszakże, bo chcąc mieć chleb na zimę, trzeba jeszcze się utrudzić, ale chociaż robót pilnych mniej.
Tatko może od czasu do czasu wziąć do ręki książkę, sąsiedzi przyjeżdżają... w zeszłą niedzielę tańczyłyśmy trochę; zebrało się sporo osób i najmniejszego kłopotu nie było, co podać, czem przyjąć. Jesień — karmicielka hojną jest w tym roku: pozwoliła nagromadzić zapasy w śpiżarni, jaką dała moc grzybów, rydzów! a co za owoce!
Mama żartuje ze mnie, że to tak dla młodej gospodyni na zachętę.
Na zachętę też podobno, wiedzie się i w chlewach i w kurnikach; mama utrzymuje, że młoda gosposia ma oczy lepsze, niźli stara i nogi żwawsze, więc dopilnowała lepiej.
Wolno żartować! Pilnowałam istotnie, ale gdzie mi tam do matusi!.. Ma ona wprawę w robocie każdej, a pracowita jak mrówka. Cichutko, bez pośpiechu, wykończa wszystko w porę; nie pamiętam zdarzenia, by u nas opóźniło się cokolwiek, zostało zapomniane, lub niespełnione jak należy.
Jesteśmy biedni, lecz w domu naszym tego nie znać; skrzętność mamy osłania biedę.
Gdybyś też wybrała się do nas! Dawniej nie poprosiłabym cię o to za nic w świecie. Chcesz wiedzieć? powiem bez ogródki: byłaś w moich oczach
Strona:Karolina Szaniawska - Dwie jagódki.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.