Strona:Karolina Szaniawska - Dwie jagódki.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.
KAROLINA SZANIAWSKA.
separator poziomy
DWIE JAGÓDKI.
POWIEŚĆ.

(Dalszy ciąg).

Ujrzawszy przed sobą pięćdziesiąt z góry koleżanek, ustawionych w półkole, zdumionemi oczami powiodła po tem zgromadzeniu, nie spytała się jednak co znaczy.
Michasia Białecka, w prostych, lecz serdecznych słowach powinszowała jej pierwsza.
— Zkąd ci się wzięło? o czem mówisz? nie pojmuję zupełnie! — fuknęła Ludka.
— Ach, Boże! — dziwiły się panienki. — Ona nic nie wie, nic a nic!... Zajęta listem, wielkiej nowiny nie słyszała.
— Wasze wielkie nowiny mało mnie interesują.
— Tym razem nie nasza, lecz właśnie twoja.
— Cóż tak ważnego bardzo? z pewnością jaki drobiazg. Wy tutaj lada czem się przejmujecie: zaraz wykrzykniki, jęki i wzdychania.
— Teraz ty krzykniesz jeszcze głośniej niż my wszystkie razem — śmiała się Zuzia Gałecka — bo idzie o ciebie.
— Dostałaś odznaczenie za pogadankę w ochronce.
— Ja?!..
— Dzieci podobno ślicznie ją pamiętały. Rwały się do opowiadania jedno przez drugie.
— Bo też wybrałaś wspaniały temat. Nie trudny, a piękny. Dzieci tak nim się przejęły, że każdą inną lekcyę mogłyby zapomnieć, o świętym Stanisławie nigdy.
— Mówiły po prostu, ale bardzo ładnie.
— Nawet mały Emilek o Piotrowinie wiedział.
— Udało ci się na pierwszy raz, nie można lepiej. Winszujemy całem sercem i szczerze!
Ludka słuchała ze zdziwieniem. Naprzód jej nie dano przyjść do słowa, gdy zaprzeczyła, nie uwierzono.
Mówiła jednak prawdę. W ochronie była raz; musiała iść, więc poszła i ledwie wytrzymała do końca godziny. Może tam komu łatwo rozmawiać z tłumem dzieci prostych, zaspokajać ich ciekawość, a sobie głowę suszyć. Ona nie umie, to przechodzi jej siły, denerwuje i usypia. Od pierwszej chwili zaczęła poziewać, gdyby to trwało jeszcze kwandrans, upadłaby z krzesła.