Strona:Karolina Szaniawska - Dwie jagódki.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.
KAROLINA SZANIAWSKA.
separator poziomy
DWIE JAGÓDKI.
POWIEŚĆ.

(Dalszy ciąg).

Rozmyślała o jurzejszej lekcyi śpiewu, ostatniej przed świętami, panienki tymczasem chodziły po pokoju, rozmawiały, śmiały się, Ludka wesoła i z tą wesołością nadzwyczaj przyjemna, Leonka z uśmiechem na ustach, lecz poważna jak zawsze.
Rózia uczuwała wielką sympatyę do Ludki: za haft, za zabawki, rozsławione przez dzieci z ochronki, a nadewszystko za szczerość i prawdę.
Mogła się nie przyznać, bo któż wiedział? — i wziąć pochwałę; nie uczyniła tego, ponieważ jest uczciwa, jest szlachetna, a nie samolubna i zarozumiała jak przypuszczano. Wywijając zręcznie igiełką, spoglądała na Ludkę, to znowu na Leonkę.
Gdyby też zrobiła się podobną... Słyszała od dzieci, że ta panienka może być... może, gdy zechce być — chyba i świętą. Bo przecież miała różne cnoty już w kołysce, na świat przyszła z niemi. Czy to być może?... więc pan Bóg wybrał ją, jeśli tak obdarzył... Szczęśliwa!... Powiadają — i panna Leonka... taka mądra, mówi zawsze, że ludzie są równi, że są braćmi, a więc czemu niektórzy, zaraz od urodzenia, dostają i cnoty i wszystko?... Gdyby ona, Rózia.. to szłaby na wojny, szłaby, gdzie mór panuje, i gdzie trąd — zaraza, bo tyle darów mieć od Boga, to trzeba pilnie szukać, gdzie komu dobro świadczyć, i ciągle o tem tylko myśleć, o to jedno dbać!..
Magnetyzowana spojrzeniem Rózi, Ludka obróciła się w jej stronę. Wydęła usta pogardliwie i rzuciła parę słów w języku obcym. Dziewczynie sprawiło to przykrość.
Długa noc zimowa znużyła raczej Ludkę, niźli pokrzepiła. Zasnąwszy późno, z myślą o wyjeździe, budziła się kilka razy, siadała na łóżku, wreszcie wstała i wyszła na korytarz, sprawdzić, czy jej zegarek się nie spóźnia. Szedł dobrze, lecz bardzo powoli, a i tamten też nie prędzej. Trudno zrozumieć, dlaczego dziś właśnie ociężały oba, gdy jej pilno ztąd wyjechać. Nawet sekundnik osłabł w biegu. Popsuły się zegary, nie ulega wątpliwości, że są popsute, i jej mały „Patek“ i wielki regulator w sieni, co zawsze chodził znakomicie. Szczęściem, nie zaspała i nie położy się, bo inaczej zaśpi. Niby dopiero trzecia, a kto wie, czy nie czwarta, nie piąta nawet.
Otuliła się kołdrą i wzięła książkę ze stolika. Szumiało jej w głowie, dreszcz nią wstrząsał; litery