Całowała pana Malinieckiego po rękach, po twarzy, i mówiła z żalem:
— Przez całe życie inaczej wychowaną być, a potem odrazu... ojczulek sam rozumie, że to jest wielka przykrość, a pożytek z niej żaden. W Malinkach były również dzieci, każdy oficyalista miał po kilkoro, a ja nigdy nie wdawałam się, nigdy! Chociaż nudno mi było samej.
Pan Maliniecki słuchał uważnie, lecz już bez gniewu.
— Pamiętam, raz w parku, spotkałam dziewczynkę... przemówiła do mnie pierwsza, biednie ubrana, ale grzeczna, uprzejma i widać wychowana dobrze. Odtąd szukałam jej, rozmawiałyśmy czasem... Dostrzegła to panna Augusta, wygnała ją, a mnie ukarała.
— Za co?
— Że wdaję się z dzieckiem, którego mowy ona nie rozumie, więc nie może dopilnować o czem rozmawiamy, a pilnować, zawsze i ciągle pilnować, to jej obowiązek.
Pan Maliniecki miał łzy w oczach.
— O, moja córko — rzekł łagodnie — powinienem był pamiętać, do mnie należało... Kobieta obca sumienna zresztą...
— Wcale jej nie obwiniam, bo dziś rozumiem, ale wówczas zrobiła mi przykrość.
— Tak, wszyscy ci robili przykrosć, byłaś dzieckiem bardzo nieszczęśliwem... I krzywdę ci robili...
— Nie, nie!
— Widzę to, jak biedną byłaś.
— Nie! Tylko nabrałam przyzwyczajeń i proszę je uwzględnić.
— To będzie dla mnie straszna kara, największa kara. Jak gdyby wieczny wyrzut...
Ludka zbladła.
— Ojczulku!...
— A przecież ja nie jestem winien. Nie miałem czasu i nie wiedziałem, jak się wziąć do twego wychowania. Mama umarła — ona spełniłaby to inaczej, o, tak, jestem pewny... Nawykłaś, powiadasz... Na szczęście, jesteś młodą, odwyknąć jeszcze możesz — i powinnaś, jak najprędzej. Umilkł, a po chwili dodał prawie szeptem:
— Dla mego spokoju, córko, dla mnie!...
Na twarzy Ludki znać było wahanie.
— Twoja bona — zaczął znowu pan Maliniecki — czyniła, co do niej należało.
— Nie mam żalu, bo rozumiem...
— Do niej, nie — lecz do mnie — i chcesz mnie ukarać.
Strona:Karolina Szaniawska - Dwie jagódki.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.
KAROLINA SZANIAWSKA.
DWIE JAGÓDKI.
POWIEŚĆ.
(Dalszy ciąg).