Strona:Karolina Szaniawska - Dwie jagódki.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.
KAROLINA SZANIAWSKA.
separator poziomy
DWIE JAGÓDKI.
POWIEŚĆ.

(Dalszy ciąg).

Pan Maliniecki zaprosił towarzystwo do cukierni. Na wesołej rozmowie spędzono tam godzinę; Rózia ożywiła się i zapomniała o zmartwieniu, w czem jej pan Maliniecki gorliwie dopomagał.
Wycieczka doskonale się powiodła, lecz krótki dzień grudniowy zgasł niebawem i należało wracać. Zajechały powozy: w jednym Leonka, Ludka, Rózia i serdecznie miły gość „Dwóch jagódek,“ w drugim pani Słońska z dziećmi i kuzynką — konie pomknęły... Jeszcze chwila pogawędki, jeszcze sporo śmiechu, wreszcie umowa, że wieczorem odbędzie się raut w mieszkaniu pani Słońskiej.
Panny przyrzekły grać i śpiewać, a pan Maliniecki deklamować, bo mówi bardzo pięknie, jak zapewniała Ludka.
Raut, ułożony naprędce, był wspaniały. Pan Maliniecki podziwiał głos Rózi, która, z początku nieśmiało, później z całem przejęciem, zapomniawszy o słuchaczach, śpiewała rzewne dumki i piosnki ludowe, a w końcu „swoje niemądre la-la-la,“ ulubione zawsze, bo płynące z jej własnej duszy.
Wykończona gra Ludki mogła ojca zadowolnić. Sam muzykalny bardzo, widział rezultaty pracy dobrze kierowanej. Zanotował nazwisko nauczyciela i postanowił go odwiedzić, aby mu podziękować za postępy córki.
Leonka grą skrzypcową zachwyciła wszystkich. Płakały pod jej paluszkami, śpiewały, śmiały się, Rózia całowała te drobne białe rączki, a prosiła: jeszcze, jeszcze! Spełniały jej wolę bez trudu najmniejszego, jak gdyby igraszką im było, zabawką, takie zwinne, śmiałe, a delikatne w dotknięciu instrumentu, że chciałoby się słuchać bez końca i za przykładem Rózi wołać: jeszcze, jeszcze!
Młoda panienka nie drożyła się bynajmniej: grała mazurki szopenowskie, sonaty, później Bethovena.
Uczestnicy rautu, chociaż głodni po wycieczce, przyjęli z żalem zaproszenie do kolacyi, przy stole je-