Najdroższa Zosiu, otóż jestem! (spogląda na przyjaciółkę i cofa się zdumiona) przepraszam, ja sądziłam... (do siebie) Ona to, czy nie ona?
Widzę, że pani mnie nie poznała.
Zosia! (po chwili do siebie) Mówi mi: pani?... Ach, niespodziewałam się tego! (załamuje ręce)
Bardzo mi przyjemnie powitać panią w naszym domu.
Cóż za ceremonie?... Znamy się od dziecka... byłyśmy przyjaciółkami... Dopiero, gdy rodzice umieścili mnie na pensyi, przestałyśmy się częściej widywać. Sądziłam jednak (nieśmiało i ciszej) że serce twoje, Zosiu, pamięta Amelkę.
O, możesz pani być pewną mojej życzliwości i szacunku.
Szacunku?..
Bardzo proszę, niech pani spocznie. (Amelka siada, potem Zosia, ciągle poprawiając suknię) O pani, kto zasłużył na moją życzliwość, niech będzie jej pewny.
Droga Zosieńko. (wyciąga ręce) A więc porzućmy ceremonie i zamiast tytułować się paniami, bądźmy po dawnemu: Amelką i Zosią.