Niechże, panowie, siadają (zajmuje miejsce wprost sceny, obok niej Konrad, dalej Gustaw. Felek siada z daleka i ciągle wędkę naprawia). Wkrótce każę podać obiad, proszę tylko o pobłażliwość, gdy będzie spóźniony lub nie bardzo smaczny... Jeszcze nie przywykłam do nowych obowiązków... (z przesadą) Rola gospodyni taka trudna!
Moja Zosiu, przecież sama nie gotujesz, tylko szafarka wszystko załatwia.
Co za grube pojęcie o gospodarstwie kobiecem! Rozumna administracya — to grunt... Jedno spojrzenie wystarczy nieraz, tylko trzeba być osią, około której wszystko się obraca.
Porozpędzać wszystkich, jak to robi moja siostrzyczka, a będą się obracali.
O, panie Gustawie, gdyby wszyscy tak rozumieli naszą pracę.
I ja rozumiem, panno Zofio, doskonale to rozumiem, zwłaszcza gdy się najem, a potrawy są smaczne...
Tylko żak może się tak wyrażać!
Czyżbym głupstwo powiedział? (z rezygnacyą) trudno, stało się... wybaczą przyjaciele...
Cielę?... Tak, zgadłeś. Na pierwszy obiad swego gospodarstwa, siostrzyczka kazała zrobić cielęcinę i to w potrawie. Dobrze jej wiadomo, że nie lubię cielęciny, ale cóż ją to obchodzi!
Przestań, Felciu, mówmy o rzeczach poważniejszych.
Ma pani słuszność.
Znajdzie się czas na wszystko. (do siebie) Te kwestye poważniejsze w rozmowie z panną Zofią są bardzo nudne. (wchodzi Amelka, bardzo śmiesznie ubrana, w powłóczystej sukni z binoklami u oczu).