Ależ jak najpewniejszy!... Od rana miałem złe przeczucie, szukając psów... (po chwili) Chciałem iść do lasu — nie było żadnego. Teraz przypadkiem w wozowni...
W wozowni... więc tam dostali się zbrodniarze?...
Przykryte słomą, leżą biedne psiska... (z rozpaczą) ciepłe jeszcze!
Ciepłe, mówisz!?... Zbrodnia została zatem spełniona przed chwilą...
Sprawcy muszą być niedaleko!
Chodźmy, trzeba wysłać ludzi, a nadewszystko przeszukać wszystko w ogrodzie i zabudowaniach (chce iść).
Nie pozwolę! tu można stracić życie...
Cóż znowu!
Ach, mój Boże, mój Boże, czemuż rodziców nie ma! Jesteśmy bez opieki.
Wybiją nas, jak muchy... nie doczekamy jutra...
A łatwo im to przyjdzie: pewno się ukryli i czekają nocy.
Otrucie psów poprzedza napad... zawsze napad.
Ach, wszystkie potruli!... (kryje twarz w dłoniach).
Należy jednak radzić.
I cóż poradzimy?
To coś dziwnego... psy potrute...
Nie traćmy odwagi... Trzeba im być pomocą...
Masz słuszność, lecz śmieszy mnie ich przestrach... (występuje na środek sceny) Tak, nie ma innej rady, musimy się bronić...
Ach, panie Gustawie, jaką bronią?
Zaraz przyniosę strzelbę tatki (chce wyjść).
Ani się waż stąd wychodzić! Może właśnie w sieni czatują zbójcy...
Na czem więc będzie polegała obrona?