Strona:Karolina Szaniawska - Fortel Pawełka.djvu/32

Ta strona została skorygowana.
FELEK.

Ależ jak najpewniejszy!... Od rana miałem złe przeczucie, szukając psów... (po chwili) Chciałem iść do lasu — nie było żadnego. Teraz przypadkiem w wozowni...

ZOSIA (mocno wylękniona).

W wozowni... więc tam dostali się zbrodniarze?...

FELEK.

Przykryte słomą, leżą biedne psiska... (z rozpaczą) ciepłe jeszcze!

GUSTAW (przerażony).

Ciepłe, mówisz!?... Zbrodnia została zatem spełniona przed chwilą...

KONRAD (biega po scenie)

Sprawcy muszą być niedaleko!

AMELKA.

Chodźmy, trzeba wysłać ludzi, a nadewszystko przeszukać wszystko w ogrodzie i zabudowaniach (chce iść).

GUSTAW (zatrzywując ją).

Nie pozwolę! tu można stracić życie...

AMELKA (spokojnie)

Cóż znowu!

ZOSIA (chwyta się za głowę).

Ach, mój Boże, mój Boże, czemuż rodziców nie ma! Jesteśmy bez opieki.

KONRAD.

Wybiją nas, jak muchy... nie doczekamy jutra...

GUSTAW.

A łatwo im to przyjdzie: pewno się ukryli i czekają nocy.

KONRAD.

Otrucie psów poprzedza napad... zawsze napad.

FELEK.

Ach, wszystkie potruli!... (kryje twarz w dłoniach).

(wszyscy biegają po scenie i potrącają się).
GUSTAW (przystając)

Należy jednak radzić.

KONRAD.

I cóż poradzimy?

GUSTAW (na stronie mówi cicho do Konrada)

To coś dziwnego... psy potrute...

KONRAD (również tajemniczo).

Nie traćmy odwagi... Trzeba im być pomocą...

GUSTAW.

Masz słuszność, lecz śmieszy mnie ich przestrach... (występuje na środek sceny) Tak, nie ma innej rady, musimy się bronić...

ZOSIA.

Ach, panie Gustawie, jaką bronią?

FELEK.

Zaraz przyniosę strzelbę tatki (chce wyjść).

GUSTAW (ostro).

Ani się waż stąd wychodzić! Może właśnie w sieni czatują zbójcy...

(Felek wraca i chwyta się za głowę).
KONRAD.

Na czem więc będzie polegała obrona?