Zgrabna Józia pobiegła otworzyć, a w tej-że chwili sanitaryusze pogotowia wnieśli na rękach bladą, pół żywą Ludkę.
— Zabita! krzyknęła panna Eufrozyna płacząc.
Przyszła lekarka żyła wprawdzie, lecz piękny gmach cioci rozsypał się w gruzy. Pierwsza operacya — i oto runął ze szczętem. Co prawda — operacya niezwyczajna!… Dwa zęby, zdrowe jak u psa młodego, trzeba było wyjąć, właściciel ich bowiem plomb nie znosił, a cierpieć nie potrafił. Dentysta szarpnął raz i drugi, zęby się oparły przyczem gaz rozweselający wprowadził pacyenta w takie uniesienie, że wyskoczył z fotela operacyjnego, zaczął tłuc, łamać co popadło, grożąc asystentom, że z nimi się rozprawi.
Kto żyw uciekał; Ludka ze strachu spazmów dostała, a później zemdlała. Ktoś wezwał pogotowie.
Niedoszły nauczyciel anatomii pokiwał siwą brodą i radził przerwać studya, przedewszystkiem zaś operacye, jeśli ciocia nie chce siostrzenicy zgubić. Panna Eufrozyna z rozpaczą w duszy przyjęła wyrok.
Obie panie zaczęły teraz bywać u znajomych, przyjmować u siebie, uczęszczać do teatru, na koncerty, słowem, bawić się.
Ludka powitała radośnie zmianę trybu życia — w programie ciotki był to stan przejściowy, wynikły z ciężkiej konieczności. Panna Eufrozyna znalazła się znów na rozdrożu. Błądziła, szukała, macała… Wreszcie namacała:
— Sztuka!
Jeden wyraz — lecz wypełniony treścią… Jak ona mogła z myśli go usunąć — przygasić ogień, który w każdej duszy płonie, a w duszach niezwykłych może być wulkanem!…
Cisnęła się do ołtarza wiedzy, chłodnej, surowej, niepomna, że królewski tron sztuki dostępny dla każdego i co za prawa daje, jakie przywileje!…
Samodzielne, wolne artystki są zarazem najszczęśliwszemi kobietami.
A więc Ludka będzie artystką. Śpiew, talent najcudniejszy zostanie jej udziałem — w dodatku zaś gra skrzypcowa.
Niestety, głos uczynił cioci zawód. Profesor powiedział bez ogródki, że z tego materyału nic się nie da zrobić. Skrzypek natomiast obiecywał cuda. Ale kazał muzyce wyłącznie czas poświęcić i pracować z całych sił.
— Już ja za Ludkę ręczę! upewniała ciocia.
— Jeść nie będą, spać nie będę, na chwilę nie odpocznę! zaręczała siostrzenica. Pięciopalcówki i gamy przepełniły lokal. Za ciasno im było, biegły zatem do mieszkań sęsiednich i w górę
Strona:Karolina Szaniawska - Ideał cioci Fruzi.djvu/7
Ta strona została uwierzytelniona.
— 34 —