Strona:Karolina Szaniawska - Joanka.djvu/10

Ta strona została skorygowana.

trawło to jedno oka mgnienie — odzyskiwał natychmiast swój zwykły charakter.
Szymonowie nie dostrzegali ani tych zmian, ani kontrastów — gdyby dostrzegli nawet, mało robiliby sobie z tego. Wszystkie ich myśli zajęła Joanka. Stary do kasy oszczędności tym razem nie poszedł, gdyż wypadło sprawić różne rzeczy dla małej: łóżeczko na wyrost, kołderkę, obleczenie, a potem jeszcze moc drobiazgów. Pieniędzy nie żałowali, bo dla kogo one będą? Każdy grosz, każdy szeląg, to przecież Joanki. A czy dadzą dziś, czy w przyszłym miesiącu, czy zostawią umierając, na jedno wyjdzie. Dość że zostawić mają komu, że mają o kim myśleć dbać o kogo, zamiast w sieroctwie smutnem łzy ukrywać. Bardzo też byli radzi, że dziecko przywykło do nich z łatwością, a popłakali się, gdy zawołało pierwszy raz: mama, tata!
Własnej matki nie znało widać — ona też zachowywała się obojętnie i dopiero przed samem odejściem zbliżyła się do dziecka. Stanęła przy łóżku, a później nagłym ruchem rzuciła się naprzód, jak gdyby miała upaść. Chłodne jej źrenice zwilgotniały, drgnęła kilkakrotnie całą postacią — krótki lecz przejmujący jęk z piersi się wydobył.
Szymon zaczął prędko powiekami mrugać, Szymonowa płacząc, chciała młodą matkę do serca przytulić ale ramiona jej do uścisku wyciągnięte, opadły. Przez jednę krótką chwilę piękna twarz dziewczyny odzyskała zwykły spokój i źrenice już były chłodne, w spojrzeniu obojętność. Głęboka bruzda na czole pomiędzy rzęsami, skurcz bólu i łez powstrzymywanych — wymowne znamię cierpienia — wygładziła się już, zniknęła. Czoło gładkie, niby marmur białe, jaśniało pogodą.
Drzwi skrzypnęły... naprzód zrobiło się cicho, a potem z sieni znów jakiś głos doleciał — szept, westchnienie, skarga... Lecz może to tylko się zdawało, bo gdy Szymon poszedł zobaczyć, nie było tam żywego ducha.
Joanka spała.


∗                                        ∗

W mieszkaniu Szymonów terez wesoło i gwarno.
Szczebiot dziecięcy rozbrzmiewa tam całemi dniami — budzi się wcześnie, niby chór ptasząt i cichnie o zmroku. Pytania, pocałunki, pieszczoty — znów pytania, którym odpowiedzi nastarczyć nie sposób, wypełniają godziny głuche dawniej i smutne. Wszystko jedno teraz, gdy przyjdą święta lub niedziela, czy