A miał czemu się przyglądać, gdyż to co ujrzał, było w ubogich ścianach suteryny zjawiskiem niepospolitem. Szeleszcząc jedwabiami, spuszczała się w głąb piwniczną postać bardzo wytworna, uderzająca zarówno wdziękiem własnej osoby, jak elegancyą stroju. Za przykładem starego, Joanka odwróciła też jasną główkę i wytrzeszczyła modre oczki na obcą panią.
Nieznajoma podeszła do stołu, złożyła na nim sporą paczkę i wyciągnęła obie ręce do Szymonowej z takim serdecznym wyrazem twarzy, jak gdyby witała przyjaciółkę. Maglarka nie rozumiała tego ruchu, czy też udawała że nie dostrzega.
— Pani omyliła się pewno, rzekła, przykrywszy talerzem garnek dymiących kartofli. Zamiast iść na schody w górę, zeszła pani do suteryn.
— Nie, tu przychodzę, bo tu przyjść chciałam; odezwał się głos dźwięczny, lecz nieśmiały trochę. Dawno przyjść chciałam — — tylko... nie miałam odwagi.
Maglarka stanęła jak wryta — Szymon w pierwszej chwili porwał dziecko i chciał uciekać. Zmiarkował się jednak i usiadł na dawnem miejscu, a dygotał niby od zimna. Młoda kobieta uśmiechała się słodko.
— O, moi drodzy, moi zacni! rzekła z przymileniem — i powiedzieć, że w takim zakątku kryje się tyle poczciwości, tyle serca!... Jeszcze boicie się mnie, gdy ja sama nie wiem jakiemi słowami dziękować.
— Nie potrza, odparła maglarka, wyrywając dłoń z uścisku — wcale nie potrza. Najlepiej nie dziękować i...
— I nie przychodzić tutaj — co?... Widzę że was przestraszyłam. Kochacie ją? to dobrze. Ale ja mam prośbę... już widać zawsze dłużniczką waszą być mi sądzono. Prośbę mam, powtórzyła siadając na kufrze, opodal komina.
— Niech pani mówi. Co w naszej mocy zrobimy, aby tylko...
— Abym tylko precz poszła — dodała z uśmiechem cynicznym, który jej usta różane oszpecił i piękną twarz postarzył o cały łat dziesiątek. Nie chce też bynajmniej wam być natrętną, wam, dobroczyńcom moim...
— Jesteśmy ludzie prości, przerwała Szymonowa. Szkoda dla nas takich słów dobranych. Niech pani mówi o co idzie.
— O dziecko — rzekła młoda kobieta, rzucając spojrzenie w stronę Joanki. Ładna jest szepnęła po chwili — a jeszcze ładnie ubrać, istny aniołek!
Strona:Karolina Szaniawska - Joanka.djvu/12
Ta strona została skorygowana.