Strona:Karolina Szaniawska - Lecz krzyżackiego gadu nie ugłaszcze.djvu/4

Ta strona została uwierzytelniona.

prowadząc ją długo i wytrwale, zmusimy wroga do liczenia się z nami. Wyobraźmy sobie, jak on nas musi lekceważyć, gdy napełniamy mu kieszenie! jak nami pogardza! Lecz że ma przytem chytrość lisią, tytułuje nas „hrabinami“ lub choć tylko mianem „gnädige Frau,“ ukłonów nie żałując.
Das kostet nichts und bezahlt sich gut! — powtarza z wzgardliwym uśmiechem.
A my napychamy kufry rupieciami tandetnemi, ponieważ są tanie! Gdyby nawet najtańsze i najlepsze były, to i w takim razie łakomić się nie godzi. Ależ ten słodko uśmiechnięty Prusak poprostu nas obdziera, — wtyka lichotę gościom przyjezdnym, gdy dla klienteli stałej ma rzeczy trwalsze i w dobrym gatunku. Z nią się liczy, nas traktuje jak bezmyślne rozrzutnice i doprawdy, ma słuszność. Towar tani, zagraniczny, tak nas obałamuca, że nie potrafimy go osądzić wedle wartości; łapiemy się w ośmdziesięciu wypadkach na sto, jeżeli nie więcej.
Nawołuję do walki napewno zwycięzkiej, tylko bądźmy wytrwałemi. Pod hasłem wspólności z prześladowanym ludem bratnim, zadamy cios ekonomicznej potędze pruskiej, uderzymy nie w serce, bo tego Prusak niema, lecz w kieszeń panów posłów, z których żaden krzywdy polskiej dziś nie czuje i dopiero może ją zrozumie, gdy sam będzie stratny.
Zbyt długo przykładaliśmy się wszyscy do wzrostu Prusaków, komuż, jeśli nie im zawdzięczamy też agitacyę w sferze robotniczej, strajki i lokauty. To wszystko robota sąsiedzka, wyrafinowanie podła, na krzywdę naszą i zagubę. Nasi wrogowie odwieczni skorzystali z zamętu, umieli zeń wyciągnąć bardzo znaczną korzyść, robotnik usłuchał złych podszeptów i ginie, a oni tryumfują.