Strona:Karolina Szaniawska - Moja pierwsza wycieczka krajoznawcza.djvu/4

Ta strona została skorygowana.

nej, lecz wszakże i warunków. Wybacz ziemio ojczysta!...
Nie sądź mnie razem z tymi, którzy kłaniali się bogom cudzym, ślepi na Twoje piękno, albowiem Ciebie czczę, zaś krajów obcych nie znam. Zakuła mnie w dyby praca. A jeślim kiedy chwil wypoczynku źle użył, samego siebie najciężej skrzywdziłem. Bo każda taka chwila mści się. Życie trwa zbyt krótko, by wolno było je marnować; niestety jednak, dowiadujemy się o tej prawdzie nieraz w połowie drogi, czasem dużo dalej, a czasem już u kresu...
Jadę więc. Jutro jadę.
— Idź! — radzą higjeniści. Zmężniejesz, zahartujesz się i wzmocnisz.
— Tylko w ten sposób poznasz lud i okolicę! — wołają turyści.
— Ależ ja chodzić nie potrafię, moi dobrzy ludzie! Ja chodzić nie umiem. Przygwożdżono mnie do stoika w szkole, potem w biurze; trzydzieści z górą lat już siedzę dzień po dniu, tydzień po tygodniu. Przejść milę, wydaje mi się trudem, godnym Herkulesa, a cóż dopiero dwie, trzy, dziesięć!... Padłbym bezwarunkowo. A więc jadę.
— Ojców, Pieskowa skała! — wołam ucieszony. Mam przekonanie, że choć to tylko u nas, czekają mnie cuda.

(d. c. n.)