Strona:Karolina Szaniawska - Nacia.djvu/10

Ta strona została skorygowana.

z Magdą, której kaftanik w błąd ją wprowadził.
— Co ty tu robisz dziewko? — pyta, aby cośkolwiek powiedzieć.
— Wracałam ze wsi od matki — tłomaczy się Magda, kraśniejąc jak piwonia, a że tędy bliżej, wlazłam bez płot i lecę, bo nasza pani ma zaraz wyjechać.
— Czy tylko nie kłamiesz?
— Jako żywo, święta prawda! Myślicie, że byłam w karczmie? Nie postałam tam nogą od niedzieli.
— Może spotkałaś panienkę?
— Naszą pannę ze dworu? Alboż ona kiedy chodzi po chałupach? Co innego wielmożna pani, niech jej Matka Najświętsza da długie życie, ale panienka....
— Milcz! zawołała Janowa — i biegaj duchem do kuchni.
Magda ruszyła kłusem, bijąc czerwonemi piętami o twardy żwirek ogrodu, a stara niańka idzie dalej.
— Pewno, mówi sama do siebie, pewno aniołek modli się pod figurą o dobrą drogę dla matki. Ani chybił, toć ona! Zbliżywszy się jednak, spotyka gromadkę wiejskich dzieciaków, które przyszły ubrać kwiatami i liśćmi białą statuę Rodzicielki Bożej. Najstarsza dziewczyna musiała pewno przenieść tutaj czworo małych