Strona:Karolina Szaniawska - Nacia.djvu/104

Ta strona została skorygowana.

zajutrz zaraz w liście uczennic zapisano ją i Józię. Chodzi tam z punktualnością zegaru; siadając na jednej ławce z córkami hrabiów i szewców, uczy się, kuje po sześć godzin z rzędu, wróciwszy, zamiast odpocząć, kuje znowu. Czy ona kiedykolwiek spodziewała się czegoś podobnego?...
A w domu! o, w domu jeszcze stokroć gorzej. Niewygody okropne. Marcysia, jedyna służąca, zajmuje się utrzymaniem porządku, przynosi obiad, pierze, nastawia i czyści samowar, słowem, ma tyle obowiązków, że często zapomni tego, co najpilniejsze. Teraz naprzykład wyszła z mamą — któż lampę zapali? Nacia biedaczka. Dziś robi nawet to już dosyć wprawnie, przed paroma miesiącami za każdym razem poplamiła suknię i tak nakopciła w mieszkaniu, że trzeba było okna otwierać.
— Józiu.
— Jestem — odezwała się przez ścianę dziewczynka.
— Co ty tam w kuchni majstrujesz?
— E — nic wielkiego.
Zapaliwszy lampę, Nacia siadła przy stole i zajęła się lekcyami. Pomimo dużych zdolności, będąc w wielu przedmiotach słabszą od koleżanek, musi bardzo pracować, aby je dogonić. A jednak na Wszystkich Świętych dostała cenzurę wyborną, co sprawiło przyjemność mamie.