Strona:Karolina Szaniawska - Nacia.djvu/106

Ta strona została skorygowana.

jednak tam zstąpić, lecz zobaczywszy jakąś grubą jejmość, zawołała.
— Kobieto, moja kobieto!
Baba podniosła głowę do góry.
— A co tam znowu? Niczyją kobietą nie jestem, tylko mojego. Wszyscy przecież wiedzą, żem Pawłowa.
— Ale co.... chciałam się zapytać — rzekła onieśmielona trochę Natalka — co wy tam robicie?
— A pannie co do tego? Robię co mi się podoba. Będzie mnie pytała, co ja robię tu na swoich śmieciach! To co chcę i basta! Wolno mi przecież za moje trzy ruble, złotych dwa i groszy ośmnaście na miesiąc.
— Ale czemeście tak nadymili?
— Niby panna nie wie, że jutro mamy pierwszą środę adwentową, niby panna nie tutejsza, nie chrześcianka! hę?
— Nie rozumiem doprawdy.
Baba aż klasnęła w dłonie. Z sąsiednich izb zaczęły się wychylać głowy chłopaków, wyszła kobieta z dzieckiem na ręku i przystanęła.
— Nie rozumie panna! Tak było pytać odrazu, a jużbym powiedziała. Jutro mamy pierwszą środę, dlatego smażę na oleju kotlety ze śledzi i racuszki. To mój fach! Może panna nie wie, choć mnie tu wszyscy znają, że dzierżawię przekąski w szynku, na Wroniej.