Strona:Karolina Szaniawska - Nacia.djvu/111

Ta strona została skorygowana.



XVI.
Chora matka.

Lampa nocna rzuca blade światło na twarz chorej, śpiącej snem urywanym, gorączkowym. Przy łóżku na niziutkim taburecie siedzi Natalka, dalej trochę na podłodze Józia. Dziecko wygląda jak gdyby postarzałe cierpieniem: błękitne oczy biegają niespokojnie, rączki drżą nerwowo. Natalka, zazwyczaj gwałtowna w okazywaniu uczuć, sprawia wrażenie osoby bezwładnej, sparaliżowanej. Z wzrokiem wlepionym w ziemię, głową ciężką od myśli smutnych, siadła tu, zaraz po odejściu doktora, mimo nalegań służącej, herbaty nie piła, ani do łóżka pójść nie chce.
Powolnym, łagodnym ruchem zwraca się do siostry.
— Idź do łóżka, Józiu, moja droga, moja kochana.
Dziewczynka wstała cichutko i poszła się rozbierać, a za chwilę leży już w swojem łóżeczku, cisnąc do poduszek twarz zalaną łzami.