Lampa nocna rzuca blade światło na twarz chorej, śpiącej snem urywanym, gorączkowym. Przy łóżku na niziutkim taburecie siedzi Natalka, dalej trochę na podłodze Józia. Dziecko wygląda jak gdyby postarzałe cierpieniem: błękitne oczy biegają niespokojnie, rączki drżą nerwowo. Natalka, zazwyczaj gwałtowna w okazywaniu uczuć, sprawia wrażenie osoby bezwładnej, sparaliżowanej. Z wzrokiem wlepionym w ziemię, głową ciężką od myśli smutnych, siadła tu, zaraz po odejściu doktora, mimo nalegań służącej, herbaty nie piła, ani do łóżka pójść nie chce.
Powolnym, łagodnym ruchem zwraca się do siostry.
— Idź do łóżka, Józiu, moja droga, moja kochana.
Dziewczynka wstała cichutko i poszła się rozbierać, a za chwilę leży już w swojem łóżeczku, cisnąc do poduszek twarz zalaną łzami.